Wywiad ze Sławkiem Muturi

Sławek Muturi — №9 ze Sławkiem Muturi

Michał Śliwiński: Jesteś założycielem firmy Mzuri, która zarządza mieszkaniami na wynajem. Przedtem, przez kilkanaście lat, pracowałeś w konsultingu, równolegle kupując mieszkania na wynajem. Jesteś orędownikiem: „wolności finansowej”. Jak to było? Myślałeś o wolności finansowej już jako pracownik korporacji czy wyszło to raczej przez przypadek?

Sławek Muturi: To nie był przypadek. Nie chciałem pracować tak intensywnie do końca życia. To był jeden motywator. Drugą motywacją do osiągnięcia „wolności finansowej” było to, że nienawidzę zimy :) Mimo że urodziłem się w Polsce i przez większość życia tutaj mieszkałem, do zimna nigdy się nie przyzwyczaiłem. Miałem pomysł, żeby wyjeżdżać z Polski na pół roku — na jesień i zimę — i wracać, gdy już będzie ciepło.

Oczywiście powstało pytanie: z czego ja i moja rodzina będziemy się utrzymywać przy takim trybie życia? Tutaj pomogły moje kenijskie korzenie :) W Kenii jest dość popularne, zresztą tylko w mojej rodzinie jest kilka osób, które tym się zajmuje, żeby inwestować w mieszkania czy domy na wynajem. Zapewnia to pasywny przychód. Połączyłem więc te dwie rzeczy: swoją niechęć do zimy z tym, żeby mieć z czego żyć. Tak powstał pomysł inwestowania w mieszkania na wynajem, który zacząłem realizować właściwie równolegle do pracy w konsultingu.

Michał: Jak wiadomo praca w konsultingu pochłania sporo czasu. Jak Ci się udawało pogodzić karierę w konsultingu i planowanie przyszłej „wolności finansowej”. Żeby kupić i wynająć mieszkanie też trzeba mieć czas.

Sławek: To wszystko jest kwestią dobrej organizacji, stworzenia skutecznego procesu. Zacząłem kupować mieszkania w 1998 roku. To była jeszcze era przed-internetowa. Nie było portali internetowych z ogłoszeniami. Najlepsze oferty pojawiały się w Gazecie Wyborczej w dodatku Dom w każdą środę. Miałem więc swój rytuał: w każdą środę lunch spędzałem na lekturze tej gazety. Zakreślałem ogłoszenia, które mnie interesowały. Potem popołudniami obdzwaniałem tych ludzi z ogłoszeń. Jeżeli to byli pośrednicy, umawiałem się z nimi na sobotę. Miałem taką procedurę, że z pierwszym, który miał mi pokazać 5-6 mieszkań umawiałem się powiedzmy na godz. 10. Z następnym — za godzinę i tak do wieczora. W niedzielę z kolei umawiałem się z tymi ludźmi, którzy ogłaszali się bezpośrednio. Zanim kupiłem swoje pierwsze mieszkanie, szacuję, że obejrzałem ich ok. 500. Oczywiście poświęciłem temu bardzo dużo czasu. Praktycznie każdy weekend, kiedy nie wyjeżdżałem zagranicę, spędzałem na szukaniu okazji i poznawaniu rynku. Później już było łatwiej, bo wiedziałem czego szukam. Nie musiałem poświęcać na kupno każdego mieszkania tak wiele czasu. Polegałem na swoim doświadczeniu.

Tak jak zauważyłeś w swoim pytaniu nie tylko samo kupno mieszkania i szukanie dobrych okazji jest czasochłonne. Najwięcej czasu wymaga samo zarządzanie najmem: ogłaszanie mieszkania, pokazywanie go, podpisywanie umów, monitorowanie płatności, reagowanie na brak płatności, reagowanie na awarie. Potem najemca się wyprowadza i znowu ten cykl się powtarza. Ale pracując w konsultingu nie inwestowałem, żeby od razu na tych mieszkaniach dużo zarabiać. Żeby ograniczyć liczbę spraw do załatwiania w czasie najmu, to po prostu te mieszkania wynajmowałem tanio. Wychodziłem z założenia, że jeśli będę je tanio wynajmował to najemcy nie będą mi zawracać głowy i będą bardziej samodzielni.

Slawek Muturi 2

Fot: tvn24bis.pl

Michał: Z doświadczenia wiem, że szukanie odpowiedniego mieszkania jest czasochłonne. A jak sobie radziłeś w sytuacjach, kiedy od razu po wejściu do mieszkania wiedziałeś, że to nie to czego szukasz?

Sławek: Starałem się być szczery. Zacznijmy od tego, że większość sprzedających jest zachwycona swoimi mieszkaniami. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by powiedział, że ma mieszkanie w złej lokalizacji — każda sroka swój ogonek chwali. Czasami rzeczywiście to, co ludzie opowiadają i stan faktyczny, który widzę na miejscu są ze sobą rozbieżne. Po obejrzeniu kilkuset mieszkań nawet na lokal, który mnie interesował nie poświęcałem więcej niż 15 minut, bo już wiedziałem, na co zwracać uwagę. Zresztą tak się złożyło, że wyspecjalizowałem się w małych kawalerkach, więc jak mieszkanie ma 20 metrów to wszystko widać jak na dłoni. Poza tym jak już kupisz ileś mieszkań, podchodzisz do tematu mniej emocjonalnie. Mnie tak bardzo nie interesowało, jak wyglądają np. szafki w kuchni i tym podobne szczegóły. Ponieważ kupuję z założeniem, że będę właścicielem danego mieszkania do końca życia, to jak ono wygląda ma dla mnie bardzo małe znaczenie. Wiem, że jeśli nie od razu, i tak będę musiał je wyremontować za kilka lat.

Michał: Przez to, że przybywało Ci nieruchomości powstała Twoja spółka Mzuri. Czy planowałeś ją stworzyć z myślą, że przyda się Tobie i innym? Kiedy i w jakich okolicznościach powstał ten pomysł?

Sławek: Wiele ludzi nie do końca rozumie moje intencje, bo jestem bardzo nietypowym przedsiębiorcą. Miałem swój plan gromadzenia mieszkań na wynajem, by osiągnąć „wolność finansową”, ale sam na początku nie znałem nawet tego określenia. Nazywałem to po prostu wcześniejszą emeryturą. Swój plan realizowałem konsekwentnie, stosując pewne rytuały i procesy. Natomiast nie przewidziałem tego, że, jak się okazało, w Polsce nie ma firm, którym mógłbym powierzyć opiekę nad swoim portfelem mieszkań na wynajem. Takie firmy w Kenii istnieją już od blisko 100 lat. Wymyślili je Brytyjczycy, jeszcze przed niepodległością, w czasach kolonialnych. Okazało się, że my w Polsce jesteśmy kilkadziesiąt lat za Murzynami ;) Rozmawiałem z kilkoma firmami i pośrednikami, których próbowałem do tego namówić. Przekonywali mnie, zresztą w bardzo logiczny z ich punktu widzenia sposób, że to dla nich nie ma sensu. Właściwie, chcąc nie chcąc, byłem zmuszony, żeby taką firmę założyć. Nie po to rezygnowałem z bardzo intensywnej pracy w konsultingu, żeby znowu bardzo intensywnie zajmować się problemami najemców moich mieszkań. Wiadomo, że jak ma się jednego najemcę to problemów jest niewiele. Kiedy jednak jest tych mieszkań więcej, problemy się mnożą i staje się to „full-time job”. Założyłem firmę po prostu z konieczności — żeby mieć usługę, której mi brakuje. Nie musiałem na niej zarabiać, bo utrzymuję siebie i rodzinę niemal całkowicie z najmu mieszkań. Jednocześnie, przechodząc na emeryturę w wieku 43 lat, zdawałem sobie sprawę z tego, że nie zawsze będę w stanie zająć się swoimi mieszkaniami. Kiedy myślę o „wolności finansowej”, mam w głowie zawsze bardzo długą perspektywę. Myślę o czymś, co ma mi służyć do końca życia a może się tak zdarzyć, że będę żył jeszcze 50 lat. I wtedy, jak będę powiedzmy 90-latkiem to mogę nie być w stanie zająć się tym wszystkim.

Dlatego potrzebowałem firmy, która będzie duża. Chciałem by stała się taką samoistną strukturą z profesjonalnym zarządem i personelem, którzy nawet jeżeli ktoś zachoruje albo odejdzie, sprawią, że firma dalej będzie funkcjonować. Dlatego musiałem otworzyć spółkę, która zajmuje się obsługą nie tylko moich mieszkań, ale też klientów zewnętrznych — aby nabrała odpowiedniej skali.

Michał: Okazuje się, że rozwiązując własny problem przy okazji możemy rozwiązywać problemy innych ludzi! Tak samo było w przypadku Nozbe, które powstało z myślą o moich potrzebach a z czasem okazało się przydatne dla tysięcy innych osób. Podobnie dzieje się w wielu innych branżach…

Sławek: Dokładnie. Rezygnując z pracy w konsultingu musiałem sobie konkretnie odpowiedzieć na pytanie, czym się będę zajmował. Do projektów, które planowałem od dawna i cały czas planuję, naturalnie doszedł wówczas jeszcze jeden: popularyzacja idei „wolności finansowej”. Okazało się, że wielu z moich znajomych pytało mnie: „No dobrze Sławek, rezygnujesz z pracy, odchodzisz, to z czego będziesz teraz się utrzymywał?”. Na dodatek był to moment upadku banku Lehman Brothers, początek kryzysu, a ja nagle sobie odchodzę… Do tej pory postrzegano mnie jako racjonalnego człowieka, a tutaj tak nielogiczne zachowanie. Okazało się, że idea inwestowania w nieruchomości na wynajem w Polsce, ku mojemu zaskoczeniu, była wówczas bardzo mało zrozumiała dla ogółu. Nadal jesteśmy społeczeństwem biednym, chociaż szybko doganiamy Zachód, zwłaszcza jak ten drepcze w miejscu. Natomiast nadal jesteśmy społeczeństwem na dorobku i niewielu ludzi inwestuje. Ci, którzy już inwestują, najczęściej robią to z nastawieniem, żeby się bogacić. Jesteśmy po prostu na etapie akumulowania kapitału, co jest normalne. Sprawia to, że niewiele osób inwestuje nie po to, żeby się bogacić, tylko, żeby osiągnąć „wolność finansową”. Dla większości te dwa pojęcia są w zasadzie synonimami. Ludzie nie widzą różnicy między jednym a drugim. Myślą, że jedno prowadzi do drugiego. Nic bardziej błędnego! Dlatego zacząłem popularyzować ideę „wolności finansowej” – tłumaczyć na czym ona polega, czym różni się od bogacenia się, i jak można ją osiągnąć właśnie przez nieruchomości na wynajem. Wprawdzie źródeł pasywnej gotówki można wymienić kilkanaście, ale jestem przekonany, że nieruchomości na wynajem to jest najstarsze i najpewniejsze źródło pasywnych dochodów. Skoro istnieje już setki czy tysiące lat, trudno sobie wyobrazić, żeby nagle miało zniknąć. Jest przy tym najbardziej dostępne – nieruchomości jest dużo, nie ma ograniczeń i nie trzeba mieć specjalnych zdolności, kontaktów a nawet dużej kasy na początek.

Slawek Muturi 3

Michał: Jak popularyzujesz swoje poglądy?

Sławek: Na różne sposoby. Piszę książki, artykuły, jeżdżę z prezentacjami po uczelniach, po firmach, konferencjach branżowych, żeby uświadamiać, że istnieje alternatywa do bogacenia się. Oczywiście nie widzę nic złego w bogaceniu się. To nie jest jakaś krucjata przeciwko bogaceniu się! Nie jest łatwo być bogatym, chyba, że się wygra w totka, ale a takich sytuacjach ludzie szybko tracą pieniądze. Czuję duży respekt i szacunek do ludzi bogatych, którzy systematycznie budowali swoje firmy. Chcę jednak pokazać, że to nie jest jedyna droga do osiągnięcia sukcesu finansowego.

Michał: W Twoim wypadku czynnikiem, który z pewnością pomógł czy też zmotywował do jego osiągnięcia była wielka ciekawość. M.in. ciekawość świata. Znany jesteś z zamiłowania do podróży i nauki języków. Zacznijmy może od języków, bo jest to także mój konik. Dzięki temu, że mieszkałem w różnych krajach biegle władam czterema językami. Ty mówisz płynnie aż w 10! Co Cię najbardziej w tym fascynuje i dlaczego ciągle uczysz się nowych języków?

Sławek: Sam właściwie nie wiem, skąd ta moja fascynacja językami. Pewnie dlatego, że jestem częściowo Polakiem, częściowo Kenijczykiem, i już będąc dzieckiem jeździłem z rodzicami do Kenii na wakacje. Moja historia znajomości języków jest trochę skomplikowana. Urodziłem się w Polsce, więc zacząłem mówić po Polsku. Potem pojechaliśmy do Kenii. Tam mieszkaliśmy parę lat i zdążyłem zapomnieć polski, za to nauczyłem się mówić w innych językach – po angielsku, w suahili i kikuju. Później wróciłem do Polski — do szkoły podstawowej i musiałem praktycznie uczyć się języka od początku, zapominając z kolei te, których się nauczyłem w Afryce. Kiedyś nauka przychodziła mi łatwo, a ludzie, jak wiadomo, chętnie robią to, co im dobrze wychodzi. Teraz chcę kontynuować naukę języków w dość specyficzny sposób. Co roku chcę się intensywnie uczyć nowego języka. Jest to dla mnie ćwiczenie umysłu, żeby komórki mózgowe nie obumierały tak szybko. Oczywiście dodatkową motywacją jest to, że bardzo lubię podróżować. Widzę jak reagują „tubylcy”, gdy turysta stara się mówić w ich języku. Od razu rodzi się bliższa więź i serdeczność między obcymi osobami. Bardzo lubię ludzi mile zaskakiwać i to też pobudza mnie do działania w tym kierunku. Poza tym, słysząc ludzi mówiących obca mową, zawsze chcę szybko zidentyfikować, co to za język. Gdy nie jestem w stanie, irytuję się :) To moje nowe wyzwanie.

Michał: Naprawdę byłeś we wszystkich krajach świata?

Sławek: Bez wyjątku! Wiadomo, że sama definicja „kraju” nie jest bardzo precyzyjna. Np. niektóre kraje w UE uznały Kosowo za nowe państwo, a inne jeszcze nie. Byłem na pewno we wszystkich państwach, które są uznawane przez społeczność międzynarodową i w tzw. terytoriach zależnych.

Michał: Czytałeś może książkę Tima Ferrissa „4-godzinny tydzień pracy”. Jej treść łączy się z ideą „wolności finansowej” i tego typu podejścia do życia. Wydaje się to bardzo zbliżone do tego, co robisz.

Sławek: Tak, czytałem. To co wydaje mi się podobne to na pewno łamanie konwenansów. Trzymanie się swojej drogi a nie dawno wydeptanych ścieżek, którymi przyjęło się, że trzeba iść.

Slawek Muturi 4

Michał: Swoją misję propagowania „wolności finansowej” szerzysz również, pisząc książki. Przedstaw swoje wydawnictwa i sam proces pisania, bo wiele osób ma problem z tym, aby sfinalizować swoje książkowe pomysły.

Sławek: Masz rację. Wiele osób przymierza się, myśli o tym, ale czasami nawet nie może zasiąść do pisania. Z kolei ci, którzy siadają, często nie kończą. Ja nie myślałem o tym, że będę pisał książki. To też jest taki projekt, który powstał po tym, jak przeszedłem na emeryturę. Uświadomiłem sobie, że ludzie nie rozumieją, czym jest „wolność finansowa” i wiele pytań się ciągle powtarza. Razem z moim przyjacielem, Robertem Zduńczykiem, postanowiliśmy napisać na ten temat książkę. Na początku sądziliśmy, że może przetłumaczymy jakąś książkę amerykańską. Przez kilka następnych dni przejrzeliśmy wszystkie książki ze swoich biblioteczek i doszliśmy do wniosku, że żadna z nich się nie nadaje. Żadna nie spełniała naszych oczekiwań odnośnie tego, co chcielibyśmy, by się w niej znalazło. Pojawiło się pytanie – co byśmy chcieli, żeby w niej było? Zrobiliśmy burzę mózgów, efektem której był konspekt książki. Znalazło się w nim sześć rozdziałów i wstęp. Ponieważ mój przyjaciel za tydzień wyjeżdżał do Afryki, rzuciłem, abyśmy napisali książkę przed jego wyjazdem. Kolega początkowo nie wierzył, że to się może udać. Pomyślałem, żeby pierwszy rozdział napisać wspólnie — złapać jeden rytm i styl pisania, by czytelnik miał wrażenie czytania zwartej całości. Potem zostało nam jeszcze sześć rozdziałów, czyli po trzy na głowę i każdego dnia każdy z nas miał napisać po jednym z nich. I rzeczywiście tak się stało!

Z czasem powstały jeszcze trzy pozycje. W ostatniej książce, którą napisałem – „Życie postkorporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury?”, mówię o przejściu na wcześniejszą emeryturę nie tylko od strony finansowej, ale też od strony mentalnej, rodzinnej, logistycznej, o tworzeniu sobie wizji dalszego życia itd. Jest to dla mnie dalsza część dzielenia się swoimi doświadczeniami.

Michał: Jakie są wobec tego Twoje krótko i długoterminowe plany? Dalej propagujesz „wolność finansową” i zajmujesz się, jak to często określasz, „cywilizowaniem polskiego rynku najmu”? Co jest teraz dla Ciebie najważniejsze?

Sławek: Zbliżam się do 50-ki i gdy ją przekroczę, zamierzam wdrożyć swój plan, tzn. wyjeżdżać z Polski na całą zimę do ciepłych krajów. Chcę pozbyć się zimowych ubrań i nie widzieć w ogóle śniegu. Najbliższa zima będzie ostatnią w moim życiu :) Wracając, chcę mieszkać w różnych miastach Polski i Europy. Co roku mam zamiar wykonywać inny zawód. Odchodzę od tematu nieruchomości i „wolności finansowej”. Teraz chcę się sprężyć i wszystko, co mam do przekazania w tym temacie, zrobić w ciągu tego roku. Co roku przez 6 miesięcy zamierzam wykonywać także inny zawód. To będą zawody często niedoceniane: chcę być kasjerem w supermarkecie, ochroniarzem w banku, sprzątać ulicę, czy pracować w warzywniaku itd. Wszystko po to, by poznać różne miasta z innych perspektyw. Ta ciekawość świata, o którą pytałeś, jest na pewno jedną z moich głównych motywacji.

Na zimę też mam całą listę projektów i projekcików. Chcę wrócić na studia i co roku studiować na innej uczelni, na innym kontynencie. Będę chciał się dalej uczyć języków – np. arabskiego w Luksorze, hiszpańskiego w Gwatemali, czy filipińskiego, oczywiście na Filipinach.

Czuję, że najlepsze jest jeszcze przede mną. Mimo że, mówiąc nieskromnie, jestem bardzo zadowolony ze swojego dotychczasowego życia – było ciekawe, barwne i szczęśliwie pozbawione traumatycznych wydarzeń – to i tak czuję, że to co przede mną, będzie jeszcze ciekawsze. Jestem świadomy upływającego czasu, czego wielu ludzi się boi i wycofuje się popadając w rutynę i szuka bezpieczeństwa. Ja boję się rutyny i uważam, że rutyna zabija. Nie mam zamiaru robić codziennie tego samego, by mój organizm i umysł nigdy nie popadł w rutynę.

Michał: Cieszę się w takim razie, że udało nam się złapać jeszcze przed 50-ką zanim uciekniesz do ciepłych krajów!

Obejrzyj wywiad ze Sławkiem:

Slawek muturi

Sławek Muturi

Przez ponad 17 lat pracował w konsultingu (Andersen Business Consulting oraz w Deloitte), kupując jednocześnie mieszkania na wynajem. W 2009 roku, w wieku 43 lat, osiągnąwszy niezależność finansową, przeszedł na emeryturę. Od 5 lat promuje ideę wolności finansowej oraz dobre praktyki w inwestowaniu i zarządzaniu najmem. Założył spółki: Mzuri (zarządza ponad 1000 nieruchomości na wynajem w całej Polsce) oraz Mzuri Investments (która pomogła inwestorom w nabyciu ponad 200 mieszkań na wynajem w ciągu ostatnich 18 miesięcy).

Blog Sławka