Mit garażu
Legendy założycielskie garażowych przedsiębiorstw, z których wyrosły korporacje rządzące dziś światem i naszym życiem, są niczym powieści o Dzikim Zachodzie wypełnione przygodami dzielnych kowbojów, szlachetnych Indian i przepięknych dam z saloonu. Równie porywające i przemawiające do wyobraźni, co nieprawdziwe. Bo dzielni kowboje byli często bezwzględnymi rzezimieszkami, wielu Indian wpadło w sidła alkoholizmu, a rozmowy o ludzkim losie i sensie życia nie były głównym sposobem zabawiania spoconych, pijanych, napalonych pastuchów przez panienki zatrudnione w jedynej knajpie w promieniu setek mil.
Bill Gates
Dawno, dawno temu, za siedmioma pustyniami, w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk Bill Gates z kilkoma przyjaciółmi założył firmę Microsoft, żeby zacząć zarabiać na produkcji oprogramowania dla rodzącej się właśnie nowej gałęzi przemysłu komputerowego — urządzeń do użytku osobistego. Jego drużyna składała się z fascynatów, którzy przez wiele dni nie wychodzili z siedziby firmy, żywili się byle czym i nie pytali jeden drugiego, kto napisze kawałek kodu, a kto wyniesie śmieci…
Steve Jobs
Dawno, dawno temu, za siedmioma wzgórzami, w garażu niewielkiego domku jednorodzinnego przy Crist Drive w Los Altos Steve Jobs i Steve Wozniak założyli firmę Apple, żeby zacząć tworzyć eleganckie inżyniersko i wyróżniające się estetyką urządzenia komputerowe. Ich drużyna również składała się z fascynatów, którzy przez wiele dni nie wychodzili z siedziby firmy, żywili się byle czym i nie pytali jeden drugiego, kto zmontuje na jutro 100 zasilaczy, a kto zawiezie towar do lokalnego sklepu z elektroniką…
Jeff Bezos
Dwadzieścia lat później, na dalekiej północy Stanów Zjednoczonych, w swoim garażu w Bellevue w stanie Waszyngton Jeff Bezos założył firmę Amazon.com, żeby zbudować najlepszy sklep internetowy na świecie. Zgromadził wokół siebie ludzi, dla których wizja ta była niewyczerpanym źródłem motywacji i którzy w gorących okresach świątecznego szczytu zakupowego nie wychodzili z siedziby firmy, żywili się pizzą i nie pytali jeden drugiego, kto ma pakować kolejne paczki dla klientów, a kto ręcznie wystawiać faktury, gdy system komputerowy padł z przeciążenia…
Romantyczny garaż
Zawsze jest tak samo: wszystko zaczyna się od jednego lub kilku założycieli, którzy mają wspólną wizję (lub tak im się wydaje) tego, co chcą zbudować oraz dysponują odpowiednią wiedzą i niebywałą motywacją. Nikt nie patrzy na zegarek, nie zastanawia się, jaki jest zakres jego obowiązków, tylko robi wszystko, żeby marzenie stało się rzeczywistością. Na wzór muszkieterów wyznają zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Na tym właśnie polega ów romantyczny, garażowy etos, opisywany wielokrotnie w fascynujących biografiach i artykułach.
Wydajna maszyna
Czy jednak Microsoft stał się wielką korporacją dlatego, że Bill Gates zatrudnił tysiące swoich klonów?
Nie, wręcz przeciwnie! To porzucenie garażowego stylu działania uczyniło zeń miliardera. Podobną drogę, choć z dramatycznymi zwrotami akcji, przebyły również Apple i Amazon.
Garażowy styl działania należy porzucić wtedy, kiedy pracownicy przestają mieścić się w garażu!
Dlaczego?
Ponieważ nie jest możliwe znalezienie setek, a później tysięcy ludzi, którzy w pełni podzielają wizję założyciela, są równie utalentowani i zmotywowani oraz potrafią poświęcić tyle samo co on, by budować JEGO imperium.
Nawet najdoskonalsze sito rekrutacyjne w pewnym momencie nie jest w stanie zapewnić zatrudniania kolejnych Billów Gatesów, Steve'ów Jobsów, Steve'ów Wozniaków i Jeffów Bezosów. W firmie zaczynają się pojawiać osoby oczekujące wskazania im, co, jak i kiedy mają zrobić.
Ktoś musi mozolnie testować Windows i usuwać z oprogramowania błędy, ktoś musi pisać instrukcje obsługi do iPadów i ktoś musi pakować paczki w jednym z gigantycznych centrów dystrybucyjnych Amazona.
Firmowy mechanizm musi być oliwiony ścisłymi, sprawdzonymi regułami postępowania zapewniającymi pracę na najwyższych obrotach - wydajną i bezawaryjną.
Garaż na szczycie
A co z etosem garażowym?
Garaż w nowoczesnej korporacji pozostaje, ale przenosi się z piwnicy na najwyższe piętra władzy, gdzie założyciele nadal są muszkieterami połączonymi wspólną wizją. Realizują cele firmy za pomocą „oświeconej dyktatury” — słuchając uwag swoich oficerów i żołnierzy, ale nie pozwalając armii na zbaczanie ze ściśle wytyczonego, głównego kierunku natarcia. Gdyby zdali się na demokrację i niekończące się dyskusje na temat liczby przycisków komputerowej myszy, albo — nie daj Boże - dopuścili do anarchii, gdzie każdy w każdej sprawie robi to, co sam uznaje za stosowne, ich wizja rozpadłaby się na miliardy kawałków niczym diabelskie lustro w baśni o Królowej Śniegu…
Dlatego pamiętaj: garażowy styl działania jest pięknym, romantycznym etapem rozwoju firmy, ale w miarę jej wzrostu musisz wybrać, czy wolisz świadomą stagnację (wbrew pozorom nie musi to być wcale takie złe rozwiązanie), czy też przenosisz garaż na szczyt i stajesz się szlachetnym dyktatorem prowadzącym swoich ludzi od zwycięstwa do zwycięstwa. Dyktatorem szlachetnym, ale jednocześnie bezwzględnym - postępującym zgodnie ze znaną i sprawdzoną maksymą:
Prowadź, przyłącz się albo zejdź z drogi!
Fot.: Flickr / dominic bartolini na lic. CC BY-NC-SA 2.0