Nie lubię projektów — lubię proste zadania

Krzysztof Skubis — №3 z Michałem Szafrańskim

Też tak masz? W realizacji prostych zadań jesteś dobry/a i dotrzymujesz terminów, a projekty Ci „nie leżą”? Przeczytaj: może dowiesz się jak sobie z tą przypadłością radzić.

Projekt

Projekt to zadanie, którego nie umiem wykonać w jednym podejściu (definicja moja :)). Dla jednych (w tym dla mnie) upieczenie szarlotki jest projektem, ale dla innych — niekoniecznie. Moja żona na przykład piecze szarlotkę „za jednym podejściem”, bez notatek, niemalże automatycznie. Zajmuje jej to mniej niż godzinę. Co więcej, jej szarlotka jest pyszna.

Dla mnie pieczenie jest jak czarna magia — nawet nie wiem od czego zacząć.

Jak się nie bać projektu?

Uświadomić sobie (wyobrazić :)), że gdyby mój projekt był rozpisany na proste zadania, to problemu w ogóle by nie było. Po prostu wziąłbym pierwsze zadanie do realizacji, oszacował czas jego trwania i wyznaczył datę. Potem drugie zadanie, trzecie, itd. Bułka z masłem. Przecież w realizacji prostych zadań jestem dobry :) I dotrzymuję terminów!

Mnie takie podejście motywuje. Powoduje, że boję się tego projektu trochę mniej. Może Ty też się w ten sposób zmobilizujesz?

Mam projekt: pierwszy krok?

Słyszałem wielokrotnie porady, że w przypadku projektu trzeba:

  1. znaleźć pierwsze proste zadanie do wykonania,
  2. oszacować jego pracochłonność,
  3. wyznaczyć datę jego wykonania,
  4. wykonać to pierwsze zadanie…

… i już?

Chyba jeszcze nie. Wprawdzie popchniemy trochę nasz projekt do przodu, ale to, co pozostanie do zrobienia to zazwyczaj nadal jest projekt. Nazwijmy go „pozostały projekt”.

Ale, ale, proces można przecież powtórzyć: w przypadku tego „pozostałego projektu” warto ponownie przejść od punktu 1. do 4. Ja pracuję w ten sposób dotąd, aż „pozostały projekt” będzie już tylko jednym, prostym zadaniem. A przecież w realizacji prostych zadań jestem dobry :) I dotrzymuję terminów!

Podoba Ci się ten sposób? Stosujesz go w praktyce? Jesteś zadowolony/a? Jeśli tak, gratuluję. I zazdroszczę.

Niebezpieczeństwa zasady „pierwszego kroku”?

Perspektywa. A raczej jej brak.

Dopóki nie dojdę do „pozostałego projektu” w postaci jednego prostego zadania — nie wiem, kiedy skończę.

Błądzenie.

Chodzę trochę po omacku: jak w labiryncie, którego nigdy nie obejrzałem z góry. Czasem dochodzę do ściany i muszę wracać.

Ciągle mam do czynienia z projektem.

A ja mam trochę wstręt do projektu. Za każdym razem muszę się przełamywać, aby się do niego znowu zabrać.

Gdybym próbował upiec szarlotkę metodą „pierwszego kroku”, mogłoby to wyglądać jak poniżej (podaję kolejne „pierwsze kroki”):

  1. Znaleźć (kupić) mąkę. Nie wiem jaką. Nie wiem ile. Nie mogę znaleźć w domu. Idę do sklepu i kupuję (więcej niż potrzeba).

  2. Znaleźć (kupić) jajka. Nie wiem ile. Nie mogę znaleźć w domu. Idę do sklepu i kupuję (więcej niż potrzeba).

  3. Przygotować ciasto. Nie wiem jak. Przygotowuję.

  4. Znaleźć (kupić) jabłka. Nie wiem jakie. Nie mogę znaleźć w domu. Idę do sklepu i kupuję (więcej niż potrzeba).

  5. Znaleźć (kupić cukier). Nie wiem ile. Nie mogę znaleźć w domu. Idę do sklepu i kupuję (więcej niż potrzeba).

  6. Przygotować jabłka. Nie wiem jak. Przygotowuję.

  7. Upiec szarlotkę. Nie wiem w jakiej temperaturze. Nie wiem jak długo. Piekę.

A efekt końcowy? Szarlotka (?!) …jest do niczego. Nawet sam jej nie chcę jeść :) Przy czym czasu i środków zużyłem wielokrotnie więcej niż potrzebuje moja żona.

Zgoda. Sporo przesadziłem. Miałem pecha, bo żadnego produktu nie znalazłem w domu :) Głupio ułożyłem kolejność zadań. I nie chciałem się przyznać, że czegoś nie wiem.

Właśnie to jest klucz: przyznać, że czegoś nie wiem i zrozumieć, że boję się tego projektu, ponieważ nie wiem, z jakich zadań powinien się składać.

Co robić, gdy nie wiem co robić?

Po pierwsze: pytać.

Mogę na przykład spytać moją żonę o przepis na szarlotkę. I ona pewnie mi go podyktuje w kilka minut. A ja potem jeszcze będę miał szereg pytań uzupełniających. Ale uzyskam rozbicie całego projektu na proste zadania.

Całkiem inny aspekt to moja sprawność w wykonaniu tych zadań: pewnie i tak pieczenie szarlotki zajmie mi więcej czasu a ciasto będzie dużo gorsze niż to upieczone przez żonę. Na pewno będzie jednak lepsza od tej upieczonej metodą „pierwszego kroku”, przygotowanie zajmie mi mniej czasu a koszty produktów będą mniejsze.

A czy nie prościej byłoby poprosić żonę, aby upiekła szarlotkę? Może robiąc dla niej coś w zamian? Coś, co ja robię lepiej od niej? Nasza cywilizacja opiera się na specjalizacji :)

Genialne w swoje prostocie. A jak często tak robię? Jak często, widząc swój projekt, zastanawiam się, kto mógłby go dla mnie zrobić: szybciej, lepiej, z mniejszym wysiłkiem?

Po drugie: szukać.

A jeśli żona nie chce podać przepisu? Nie ma czasu? Można przeszukać internet. Może ktoś, gdzieś, kiedyś piekł szarlotkę? I nawet opisał cały proces? A może gdzieś są też opinie tych, którzy z tego przepisu skorzystali? I może tych opinii jest sporo?

Po trzecie: myśleć o całym projekcie.

A jak wszystko zawiedzie?

Chcę się nauczyć piec szarlotkę: zlecenie komu innemu odpada. Żona nie chce podać przepisu. W Internecie znalazłem wiele przepisów, ale każdy inny. Nie mam pojęcia, który jest przepisem na smaczną szarlotkę. Nie będę z nich korzystał.

Wtedy identyfikuję pierwsze zadanie w projekcie jako: rozbicie całego projektu na małe zadania.

W ramach tego zadania rozpisuję cały projekt na poszczególne zadania. Trochę jak powyżej w punktach 1—7. Ale też, zanim przystąpię do realizacji, to:

Jedno wiem na pewno: tym razem wystarczy mi jedna wizyta w sklepie :)

Wnioski

1. Projekt mogę zlecić do wykonania komuś innemu.

Jeśli to niemożliwe (lub nie chcę tego zrobić):

2. Nie muszę się bać. Projekt to po prostu kilka (kilkanaście) zadań.

3. Najtrudniejsze: rozłożyć projekt na proste zadania. Zrobię to = pozbędę się strachu przed tym projektem. Najpierw szukam gotowców.

4. A przecież w realizacji prostych zadań jestem dobry :) I dotrzymuję terminów!

5. C.b.d.o.

Fot.: slodko-slony.blogspot.fr

Krzysztof skubis

Krzysztof Skubis

Mgr fizyki, dr nauk medycznych. Coach, mentor, kierownik projektu, blogger. Większość życia zawodowego spędził w obszarze IT. Ponad dziesięć lat pracował na stanowiskach kierowniczych w korporacjach (Citibank, Microsoft). Obecnie prowadzi własną działalność gospodarczą - specjalizuje się w ratowaniu zagrożonych projektów oraz rozwiązywaniu problemów z komunikacją w relacjach biznesowych. Oferuje coaching, mentoring biznesowy i life coaching.

Blog Krzysztofa