Wywiad z Piotrem Rubikiem

Piotr Rubik — №18 z Piotrem Rubikiem

Michał Śliwiński: Cieszę się, że w ostatnim numerze magazynu spotykamy się z kimś kreatywnym, znanym i osiągającym międzynarodowe sukcesy! Jednak, aby nie było tak kolorowo, pokażesz nam, że, aby to wszystko osiągnąć, trzeba się trochę zorganizować ;)

Piotr Rubik: Trzeba się bardzo dobrze zorganizować! To jest chyba najtrudniejsze w zawodzie muzyka… Bo muzycy są na ogół niezorganizowani. Aby móc pracować, musiałem to u siebie zmienić. Inaczej nie mógłbym robić tego wszystkiego, co robię.

Michał: A robisz mnóstwo różnych rzeczy: komponujesz, grasz, zajmujesz się produkcją, często podróżujesz - ostatnio byłeś na niesamowitym tourneé po Stanach. Powiedz, czy to było tak, że zostałeś przyparty do muru, przeciążony obowiązkami i zdecydowałeś wszystko usystematyzować, czy wyniosłeś takie podejście z domu - ktoś uczył Cię zasad dobrej organizacji?

Piotr: W dzieciństwie byłem totalnie niezorganizowany. Nie wpajano mi zasad dobrej organizacji, ponieważ tak naprawdę moimi jedynymi zadaniami było wówczas uczenie się muzyki i ćwiczenie gry. Rodzice dbali o to, abym miał na to czas i organizowali wszystko za mnie. Tak było do czasu, gdy ukończyłem 20 lat. Dodam jednak, że gra na instrumencie to ciężka praca, w której dyscyplina i systematyczność odgrywają ważną rolę! Nie miałem jednak do czynienia z wieloma różnymi zadaniami - od dziecka ćwiczyłem „tylko” grę na instrumentach i komponowanie muzyki, bo już wtedy wiedziałem, że to jest to, co chcę robić. W wieku 5 lat postanowiłem, że to będzie moja przyszłość i cały swój czas i energię poświęcałem temu, aby „wyjść w tym aspekcie na ludzi”. To tak jak ze sportem: aby być dobrym, trzeba się poświęcić w stu procentach. Talent to nie wszystko. Jest potrzebny, ale musi być uzupełniany wieloma godzinami mozolnej pracy. Tak jest z muzyką, sportem i każdą inną dyscypliną - jeżeli chcemy być w czymś dobrzy, musimy bardzo ciężko pracować.

Michał: Zdecydowanie! Wróćmy tymczasem do dwudziestoletniego Piotra :-)

Piotr: Tak. Gdy zacząłem grać dużo koncertów, otrzymywać wiele propozycji dotyczących produkcji i komponowania muzyki, zadań nagle przybyło. Zobaczyłem, że nie ze wszystkim daję sobie radę. Zdarzało mi się nie dotrzymać terminu, nie zdążyć z czymś… i wtedy trafiłem na swojej drodze na ludzi bardzo zorganizowanych - np. Michała Bajora, z którym grałem w tamtym okresie koncerty. To on jako pierwszy pokazał mi, że trzeba się nauczyć organizacji. On sam jest jak maszynka - osobiście organizuje wszystkie swoje sprawy. Postanowiłem więc wziąć z niego przykład i podpatrywać jego poczynania. Przypatrując się jeszcze innym dobrze zorganizowanym osobom z mojego środowiska, zacząłem się zastanawiać, jak działać, aby ze wszystkim nadążać i być punktualnym. To właśnie wtedy zrozumiałem, jak ważne jest myślenie o wszystkim z wyprzedzeniem, podsumowywanie tego, co mnie czeka w najbliższych dniach, miesiącach, latach po to, by potem nie być zaskoczonym i nie mieć niemiłych niespodzianek. To właśnie od tamtej pory powolutku, dzień po dniu ćwiczę zarządzanie zadaniami i czasem. Mam nadzieję, że mogę już o sobie powiedzieć, że jestem dobrze zorganizowany :) Inaczej chyba nic by mi się nie udało.

Michał: Wbrew popularnemu przekonaniu, że „z tym trzeba się urodzić”, dobra organizacja jest jak najbardziej do wypracowania i wyćwiczenia. Trzeba zrozumieć, że, tak jak mówisz, należy być przygotowanym na wszystko, co do nas przychodzi. Ciekaw też jestem, jak w miarę coraz większej liczby zobowiązań, propozycji, zapytań i próśb radziłeś sobie z odmawianiem. Słowem: pytanie o priorytetyzację zadań i asertywność.

Piotr: Uczenie się tego to był bardzo długi proces, ponieważ przez wiele wiele lat nie potrafiłem mówić „nie”. Łatwo było wejść mi na głowę. Ale na szczęście okazało się, że tego też się można nauczyć. Chodzi przede wszystkim o sposoby na to, jak odmawiać oraz jak ustalać priorytety. Tak więc, kiedy pada jakaś propozycja, trzeba umieć sobie zwizualizować to, jak ma się ona do tego, co jest naprawdę ważne. Jeśli jest spójna - ok, jeśli nie - trzeba odmówić. Widząc jasno, co jest do zrobienia, aby osiągnąć najważniejsze cele, pozostałe zadania odchodzą na dalszy plan, a wówczas łatwiej jest odrzucać nieadekwatne propozycje.

Nie było to proste, ale dałem radę, bo bez tej umiejętności rzeczywiście byłoby mi trudno. Wielu ludzi z mojej branży - artystów - to osoby niezwykle wrażliwe i łatwo jest ich omotać. Niektórzy, np. tzw. menedżerowie, potrafią to wykorzystać, aby zmanipulować i namówić muzyków do wielkich ustępstw i decyzji niezgodnych z ich wizją czy planami. Oprócz asertywności, trzeba się więc było także nauczyć rozpoznawać te techniki i umieć się im przeciwstawić. Mnie się to udało dopiero po trzydziestce, czyli stosunkowo niedawno.

piotr 2

Michał: Do niedawna borykałem się z podobnym problemem. Wynika to z tego, że dobre i fajne osoby chcą po prostu wszystkim pomóc i zawsze być miłe :) Podoba mi się Twój sposób z wizualizacją naprawdę ważnych spraw i patrzeniem, jak nowe zadanie czy propozycja się z nimi spina. Jeżeli nie, wiadomo, że musisz wybrać to, co jest istotniejsze i co przybliży Cię do założonych celów. Ważne jest natomiast, że masz ten wybór.

Piotr: Zawsze jest jakiś wybór. A ponieważ ludzkie życie jest niestety krótkie, trzeba ciągle dokonywać wyborów. Mnie w „priorytetyzacji” bardzo pomogła rodzina. Odkąd ją mam i od kiedy pojawiły się dzieci, to one są dla mnie zawsze na pierwszym miejscu. Jeżeli cokolwiek koliduje z dobrem mojej rodziny, to od razu spotyka się z odmową. Widocznie przychodzi to z wiekiem - człowiek dojrzewa, zostaje rodzicem, małżonkiem, jest troszeczkę mądrzejszy (choć naprawdę nigdy chyba nie jest za mądry :)), ma doświadczenia, nie raz się sparzył… Przypominając sobie o tym wszystkim, łatwiej jest mówić „nie”.

Mimo że ludzie wykorzystują życzliwość i tak warto pomagać, bo to wraca! Mówiąc zatem o asertywności, nie namawiam do bycia nieprzyjemnym i zarozumiałym, ale o zbudowaniu wokół siebie tarczy ochronnej, która pozwoli na to, by robić swoje. Fakt, że dzięki internetowi i ostatnio panującej modzie bardzo łatwo jest dziś przekazywać negatywne treści i komentarze, tym bardziej należy zrozumieć, co tak naprawdę jest ważne i tego się trzymać. Dom, rodzina i obrane przez nas cele.

Michał: Pozostając w temacie rodziny: to co robisz zawodowo jest też Twoją prawdziwą pasją - poprzez muzykę, uzewnętrzniasz swoje emocje i duszę (co widać po sukcesie, jaki osiągnąłeś). Jak Ci się udaje godzić pracę-pasję z tak ważną dla Ciebie rodziną?

Piotr: Wbrew pozorom nie jest to takie trudne, bo pasji czy talentu, niezależnie od tego, ile zadań mam do wykonania, nic mi nie odbierze. One zawsze są. Poza tym to, że jako kompozytor wykonuję wolny zawód i mogę sam planować swoje godziny pracy, pozwala mi na dosyć elastyczne zarządzanie czasem i dostosowanie się do rodziny. Wiem, że co wieczór mogę poczytać dziecku książkę, bo zaraz potem mogę usiąść i zacząć pisać utwór. Mogę rano odwieźć dzieci do szkoły, ponieważ wiem, że nie idę do biura na 9:00, tylko mogę tak poustawiać sobie spotkania, że ze wszystkim zdążę. To jest olbrzymi luksus.

Jednocześnie wolny zawód niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw - nie mam stałej pracy, sam muszę zarządzać swoim biznesem, rozwijać swoje przedsiębiorstwo Rubik. W Polsce bowiem jest tak, że nawet jeśli jest się znanym i odniosło się już jakiś sukces, to nadal trzeba bardzo ciężko pracować. Rodzimy rynek muzyczny nie pozwala na to, aby osiąść na laurach i dzięki jednemu utworowi spijać piankę przez wiele kolejnych lat. Tu trzeba naprawdę pracować i robić wiele rzeczy. Z tego powodu robię wiele rzeczy :) Nie tylko aby rozwijać swoją pasję, ale także po to, by mieć na to środki. Bo, nie wiem czy wiesz, wszystkie projekty, jakie przez ostatnie 10 lat zrealizowałem, doszły do skutku bez sponsorów i zewnętrznego finansowania. Za każdym razem sam muszę zainwestować swoją pracę i swoje pieniądze. Dzięki temu jestem niezależny, co z jednej strony pozwala mi być jeszcze bardziej asertywnym i dbać o najważniejsze dla mnie rzeczy, ale z drugiej - wymaga o wiele więcej pracy.

Przypomina to trochę rynek startupów - każdy mój nowy projekt: nowa płyta, koncert, oratorium, jest nowym startupem. Zaczynam coś i nie wiem, czy to się przyjmie i odniesie sukces, czy nie. Oczywiście wierzę w to, że pod względem artystycznym będzie to sukces, ale nigdy nie wiadomo, czy uda się pod względem finansowym. Jeśli tak - będę mógł zainwestować w kolejny projekt. Jeśli nie - będę musiał pracować jeszcze ciężej, aby się rozwijać. Jeśli ktoś myśli, że kompozytor w Polsce wstaje rano i pomiędzy kieliszkiem szampana a kęsem kawioru obmyśla co skomponuje, to jest w błędzie :) To jest ciężka praca od rana do wieczora.

Michał: Moja firma również nie korzysta z zewnętrznego finansowania - musimy ze wszystkim radzić sobie sami i ciągle pracować na to, żeby pozyskiwać nowych użytkowników i spełniać oczekiwania obecnych klientów, więc dobrze wiem, z czym to się je. Z jednej strony jest trudniej, ale z drugiej - tak jak mówisz - to TY podejmujesz decyzje i nikt nie może Ci narzucić czegoś, w co nie wierzysz lub co jest niezgodne z Twoim przekonaniem. Właśnie dla tej wolności warto to robić!

piotr 3

Piotr: Warto! Zawsze warto rozwijać swoje pasje i to niezależnie od tego, w jakim biznesie się pracuje. Czasem jest gorzej, czasem lepiej, ale na koniec dnia zawsze mamy satysfakcję, że robimy to, co kochamy. To jest najważniejsze - jeśli talent, dusza lub umysł pozwala Ci realizować zainteresowania, to rób to, bo to jest zawsze lepsze niż frustracja, że robisz coś, czego nie chcesz robić.

Michał: Jak w natłoku podróży, spotkań, prób itp. udaje Ci się wygospodarować czas na pracę w pełnym skupieniu i ciszy?

Piotr: Nie ma tu żadnej reguły. Wszystko zależy od projektu, który aktualnie realizuję. Bardzo lubię mieć deadline, czyli datę premiery - bez tego staję się leniwy i nieproduktywny. Z konkretnym terminem wiem, ile mam czasu do premiery. Dzięki doświadczeniu mogę mniej więcej oszacować, ile czasu potrzebuję, aby ukończyć partyturę, rozpisać wszystkie nuty, przygotować próby itd. Robię sobie plan z uwzględnieniem tego, ile co wymaga pracy i w jakich ramach czasowych muszę dany etap skończyć. Na przykład, w przypadku ostatniego oratorium - „Z powodu Mojego imienia”, czyli mojej najnowszej płyty, wiedziałem, że jeżeli premiera jest 26 czerwca 2016 r., muszę, idąc od końca: zrobić próby z orkiestrą przynajmniej tydzień wcześniej, przynajmniej miesiąc wcześniej muszę wysłać nuty do orkiestry, aby zdążyli je wydrukować, oprawić i przygotować dla muzyków. Przynajmniej 3 miesiące wcześniej muszę przesłać nuty chórowi, aby się przygotował (chór potrzebuje więcej czasu niż orkiestra), miesiąc wcześniej muszę te nuty dla chóry i orkiestry przygotować, jeszcze wcześniej - ustalić tonację z solistami, którzy będą śpiewać (bez tego nie mogę zabrać się za pisanie nut na chór ani orkiestrę), a na samym początku: przeczytać libretto i skomponować do niego melodię. Każdy z etapów musi mieć ramy czasowe. Jeśli się w nich nie zmieszczę, to opóźniają się wszystkie kolejne zobowiązania. Opóźnienie wywołuje również spiętrzenia, których nie lubię. Bardzo często muszę więc pracować po wiele godzin dziennie a potem być jeszcze kreatywnym - wówczas praca nad utworem jest bardzo trudna.

Michał: Cieszę się, że opisałeś proces planowania w ten sposób. Po angielsku podobne podejście brzmi: begin with the end in mind. Często podczas planowania brakuje nam tej perspektywy - wyobrażamy sobie start, on jest najbardziej ekscytujący, ale nie bierzemy pod uwagę tego, jak będzie wyglądał i czego wymagał końcowy etap. Być może, gdyby ludzie planowali swoje przedsięwzięcia tak szczegółowo, mogliby się przestraszyć tego, jak wiele czynności będą musieli wykonać oprócz tego ekscytującego początku… i jak dużo czasu upłynie zanim zrealizują całość planu. Że tak naprawdę potrwa to rok a nie trzy miesiące…

Piotr: Trzeba wiedzieć, jaki jest końcowy etap - bez tego od razu skazujemy się na niepowodzenie. Nie można robić czegoś z założeniem, że albo wyjdzie mi to tak, albo inaczej… albo wcale. Należy mieć dokładną wizję końca, czyli założonego celu, bo inaczej nie wiemy, do czego dążyć.

Michał: Nasze tradycyjne pytanie w Productive! Magazine - jak wygląda Twój dzień? Czy masz jakieś „stałe punkty programu”, strukturę, której starasz się trzymać?

Piotr: Tak, mam. Część tego szkieletu wymuszona jest przez dzieci.

Michał: Ach, oczywiście. Skądś to znam :)

Piotr: Mój dzień zaczyna się zwykle o godz. 6:30. Robię sobie wówczas podwójne espresso i sączę je, przeglądając zadania na dany dzień. Włączam wtedy także komputer, odbieram maile, aby wiedzieć, co się wydarzyło, jaki jest postęp prac. Na dopicie kawy i przetrawienie wszystkich informacji poświęcam około pół godziny. Wówczas robię kilka rzeczy, które szybko muszę wykonać - odpisać na niecierpiące zwłoki maile, dokonać ważnych płatności itp. Potem - poranna toaleta i wyruszam z dziećmi do szkoły i przedszkola. Kiedy już odwiozę dzieci i nie mam umówionych żadnych pilnych spotkań, idę na siłownię, tenisa lub basen. Około 10. siadam do pracy. Może to być pisanie utworu, odpowiadanie na maile, rozmowy z ludźmi, spotkania. Także początek dnia jest stały, natomiast później dostosowuję się do sytuacji i etapu, na którym jest dany projekt. Koniec dnia, jak poranki, jest stały - kładę wtedy dzieci spać, czytam im na dobranoc i sam zasiadam do lektury (bardzo dużo czytam przed snem, przez co często zarywam noce…).

Bardzo potrzebuję tego porannego rytuału z kawą - wszystko odbywa się na spokojnie, powoli się rozkręcam. Wolę wstać wcześniej i dać sobie czas zanim wpadnę w wir pracy - wtedy się o wiele lepiej czuję.

Michał: Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu jest opracowanie takiego początku dnia, w którym to ty masz kontrolę nad tym, co się dzieje. Nie warto się zrywać, biec, chwytać zadań w biegu pod czyjeś dyktando. Wiadomo, że potem może rozpocząć się chaos, ale na początku dobrze jest poczuć się panem swojego dnia. Łatwiej potem przyjąć na klatę ciężkie zobowiązania :)

Piotr: Zdecydowanie tak.

Michał: Poplotkujmy jeszcze na koniec o świecie sztuki i show-biznesu: na początku rozmowy potwierdziłeś trochę opinię, że artyści często chodzą z głową w chmurach i z zasady kiepsko u nich z systematycznością. Wspomniałeś, że są wyjątki, jak np. Michał Bajor, ale rozumiem, że w branży muzycznej jest wiele do zrobienia pod względem organizacji :)

Piotr: Faktycznie. Bardzo często spotykam się z ludźmi przesympatycznymi, acz niezorganizowanymi. Trudno się z nimi pracuje - umawiamy się na konkretny termin, ale ostatecznie okazuje się on płynny. Wydaje mi się jednak, iż pracując ze mną, kolejne osoby widzą, że warto lepiej rozplanować swoje sprawy i zadbać o punktualność. Widząc moje podejście i terminowość, próbują działać podobnie. Niestety jednak, nie wszystko zależy od nas. Wielkie instytucje, nie będę tu wymieniał konkretnych nazw ;), często lekceważą sobie terminy i obietnice. Nie lubię tego. Gdy ja się umawiam z kimś, że przelew wyjdzie konkretnego dnia, to idzie. Oni pieniądze przelewają często z nawet 30-dniowym lub większym opóźnieniem. Odbieram takie podejście jako lekceważące. To właśnie ze strony „poważnych instytucji” mam do czynienia z ludźmi niesłownymi. Jest to frustrujące, ale jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że warto samemu być w porządku. Mam wokół siebie szerokie grono ludzi, współpracowników, którzy mi ufają i wiedzą, że moje słowo jest wiążące. Dzięki temu, kiedy ich potrzebuje, zawsze się zjawią, wiedząc, że nigdy ich nie zawiodę.

Michał: Zaufanie jest podstawą długoterminowych relacji, a tylko takie mają wartość. I w życiu i w biznesie.

Piotr: Bycie nieuczciwym i niesłownym długofalowo przynosi jedynie negatywne konsekwencje. Prędzej czy później ludzie nie będą chcieli z nami pracować, niezależnie od tego, jak będziemy sławni. Znam kilka sław, za pracę z którymi wielu dałoby się pokroić, a z którymi ja nigdy nie podejmę współpracy. Szkoda mojego czasu. Bez względu na pieniądze.

To świetna pointa naszej rozmowy - warto planować swoje zadania i być dobrze zorganizowanym m.in. po to, aby móc dotrzymywać terminów i dzięki temu być godnym zaufania partnerem.

Michał: Ostatnie pytanie: co planujesz na ten rok i co będzie najważniejsze, aby wprowadzić plany w życie?

Piotr: Na ten rok mam bardzo sprecyzowane plany - otwieramy drugą filię Rubik Music School - mojego przedszkola muzycznego w Warszawie. Poza tym, buduję rok koncertowy - mam już zakontraktowanych 12 koncertów, głównie w Polsce (choć 28.10.2017 r. zagramy znowu na Słowacji). Myślę o kilku innych przedsięwzięciach muzycznych, ale są to jeszcze niekonkretne wizje. Moje zadanie na rok 2017 polega na tym, aby zorganizować się i przygotować do ich realizacji. Poza tym, planuję nadal się nie poddawać, nadal być zdrowym i szczęśliwym, czego i Tobie Michale i wszystkich czytelnikom i widzom serdecznie życzę!

Jeśli mamy zdrowie i odrobinę szczęścia, możemy osiągnąć niemal wszystkie cele, ponieważ reszta zależy już tylko od nas (od stopnia naszego lenistwa :)). Kiedy ja czuję się zdrowy, szczęśliwy i kochany, potrafię wiele zrobić. Te trzy rzeczy to najważniejsze, co powinno nam przyświecać przy tym całym natłoku napływających z różnych stron zadań i spraw. Jeśli coś nas przerasta, zawsze warto zdać sobie sprawę z tego, co mamy. Ja np. o wszystkich zadaniach do wykonania prawie wcale nie myślę - po prostu je zapisuję (podobnie jak pomysły i myśli, jakie przychodzą mi do głowy). Potem pozostaje już tylko je posegregować a myśleć o sprawach najwyższej wagi, czyli o rodzinie, o uczuciach, o miłości… Całą resztę można łatwo zrealizować, np. za pomocą takiego narzędzia jak Nozbe ;)

Obejrzyj wywiad z Piotrem:

Fot.: materiały Piotra Rubika; zdjęcie z koncertu autorstwa Petera „Reefe” Kovacsa; zdjęcia sesyjne - Marty Wojtal.

Piotr rubik

Piotr Rubik

Kompozytor, dyrygent, producent. Autor muzyki pop, filmowej, telewizyjnej i teatralnej. Jego koncerty i płyty to wielkie przedsięwzięcia z orkiestrą symfoniczną, chórem i solistami. Piotr jest również założycielem przedszkola muzycznego Rubik Music School.

Oficjalna strona Piotra Fanpage Piotra Rubika - polub go!