Minimalizm w praktyce — pierwsze kroki
Chyba jestem uzależniona od odgruzowywania, organizowania i sprzątania. Sprawia mi niesamowitą przyjemność, kiedy mogę wynieść z domu niepotrzebne rzeczy, przeorganizować układ na bardziej optymalny albo po prostu umyć okna. Fajnie się ogląda, jak z zastawionej szafki powoli znikają nieużywane od dawien dawna przedmioty. Czy to już choroba? ;)
Złoty środek
Na samym początku przygody z minimalizmem zdarzało mi się popadać w przesadę w procesie minimalizowania posiadania, ale na szczęście szybko się opamiętałam. Znalezienie złotego środka wymaga rozwagi i obiektywnego spojrzenia na to, co się ma. Warto poświęcić trochę czasu na analizę swojego trybu życia, rozkładu dnia, upodobań. Sztuką nie jest wyrzucanie bez opamiętania wszystkiego, co wydaje się zbędne, tylko indywidualne podejście do danej rzeczy. Najłatwiej jest po prostu wyrzucić, ale dla dobra ogółu lepiej jest przemyśleć, co stanie się z koszulą, książką czy muszelką, gdy już zniknie z naszego domu. Jesteśmy przecież odpowiedzialni za rzeczy, które posiadamy.
Minimalistyczna dyscyplina
Taki proces odgruzowywania, oczyszczania przestrzeni to nauka na przyszłość – wystarczy przypomnieć sobie te góry nienoszonych ubrań, nieużywanych kubków z logo producenta czy nieczytanych nigdy książek, by przy każdej okazji ograniczać gromadzenie. Gdzieś po drodze oduczamy się w końcu przywiązywania do rzeczy, mamy mniej sentymentalnych pamiątek, a te, które są — wydają się bardziej wartościowe. Sztuczki marketingowców już na nas nie działają, zwiększa się kreatywność i uruchamia się myślenie. To, że ma się mniej wcale nie oznacza, że nie pojawia się bałagan, a poza tym nie ma gwarancji, że mało nie zamieni się w którymś momencie w dużo. Minimalizm, prostota, wymagają pewnej dyscypliny, ale jest to dyscyplina z rodu przyjaznych, tak jak na przykład poranne wstawanie czy regularne uprawianie sportu: pozytywne efekty górują nad włożonym wysiłkiem.
Minimalizm nie jest dla każdego, trzeba mieć wewnętrzną potrzebę przestrzeni, oddechu, wolności – bez tego przymus posiadania mniej stanie się torturą i trudno będzie dostrzec dobre strony zmian. Ale jak już się zacznie, to można się nieźle wciągnąć!
Technika oczyszczania przestrzeni: ogranicznik
Jeżeli chcesz spróbować swoich sił, w pierwszej kolejności zachęcam do zapoznania się z jedną z najprostszych technik na pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów.
„Ogranicznik”, jak nazywam tę metodę, to fizyczne ograniczenie miejsca na daną kategorię przedmiotów. O ile możemy ograniczać swoje chciejstwo poprzez zabiegi mentalne i siłę woli („Nie będę kupować”, „Nie potrzebuję tego”), o tyle ograniczenie fizycznej przestrzeni może zadziałać skuteczniej. Mając zajęte wszystkie wieszaki w szafie, albo kupisz nową koszulę, rezygnując z jednej starej, albo nie kupisz jej wcale. Mając wypchany po brzegi regał z książkami, prawdopodobnie dwa razy przemyślisz zakup następnej pozycji, ryzykując albo potrzebą zakupu nowego regału, albo nieuchronnym bałaganem w domu.
Na pierwszy ogień — siatki foliowe
Jednym z przyziemnych przykładów zastosowania metody ogranicznika jest zahamowanie gromadzenia foliowych reklamówek, których wcześniej mieliśmy mnóstwo. Mimo namiętnego korzystania z materiałowych siatek przy okazji zakupów zdarzało mi się (i nadal zdarza) pakować zakupy w foliówki. Nie da się ukryć, że czasami są one przydatne, ale nie ma potrzeby gromadzić ich na tony w dedykowanym pojemniku z Ikei. Patent na ogranicznik siatek foliowych podpatrzyłam na Pintereście – opakowanie po chusteczkach:

Nie dość, że siatki nie walają się po całym domu, opakowanie w miarę ładnie wygląda i można go łatwo schować, to dodatkowo niewielkie gabaryty pudełka wymuszają małą liczbę zatrzymanych foliówek (w praktyce ok. 8). Przykład ten może wydawać się trywialny, ale u mnie działa.
Porządek
Technika ogranicznika wymaga względnego porządku, a przynajmniej ułożenia rzeczy w logicznych dla nas kategoriach. Kiedyś przeznaczyłam maleńką szufladę na świeczki i tealighty, co wyraźnie pozwoliło mi ograniczyć niewielkie uzależnienie od świec zapachowych. Musiałam najpierw zużyć te z szuflady, by kupić więcej, bo nie miałam gdzie ich gromadzić.
Inne przykłady zastosowania metody „ogranicznika”
Określona ilość wieszaków w szafie sprawi, że kilka razy zastanowisz się nad niepotrzebnym powiększeniem garderoby. Na nową sukienkę, marynarkę, koszulę potrzebny jest wieszak, co oznacza albo zakup kolejnego (co równa się kolejnej wycieczce do sklepu i mnóstwem straconego czasu), albo rezygnację ze starego ciucha. A stare ubrania kochamy, prawda? ;)
Umieszczenie przyborów piśmienniczych w jednym niewielkim pojemniku pozwoli na bieżące wykorzystywanie długopisów i ołówków. Dwa razy się zastanowisz nad otrzymanymi gratisami albo zabraniem kolejnego ołówka z Ikei ;)
Podziel miejsce w szafce na buty na wszystkich domowników. Jeśli szafka nie ma ułatwienia w postaci szuflad, wydziel w niej przestrzeń (po równo!) za pomocą kartoników albo kolorowym paskiem taśmy washi. Ważne, by fizyczne wydzielenie granicznej przestrzeni było widoczne.
Gromadź wszystkie pamiątki w niewielkim pudełku. Ja kiedyś gromadziłam wspominki z każdego roku w osobnym pudle, ale kiedy przejrzałam te pudełka stwierdziłam, że nie ma sensu trzymać aż tyle niewiele już mówiących rzeczy. Ograniczyłam się więc do chowania pamiątek w kopertach z opisem roku. (O moich podpowiedziach, jak zatrzymać wspomnienia, przeczytaj TUTAJ)
Kiedy ogranicznik nie pomoże?
Oczywiście, bardzo łatwo zamienić ogranicznik na większy pojemnik, ale… po co się tak oszukiwać? Przecież oczyszczamy przestrzeń dla siebie, dla własnego dobra i to my sami decydujemy się na ograniczenie swojego stanu posiadania. Jeśli chcemy mieć czegoś więcej, to żaden ogranicznik nie pomoże. Ta technika – tak jak sama decyzja o porządkach – wymaga samozaparcia i chęci zmian. Bez tego nie damy rady.
Fot: Flickr/Nick Kenrick. na lic. CC BY 2.0