Minimalizm w praktyce — pierwsze kroki

Kasia, autorka bloga drogadominimalizmu.pl — №17 z Karolem Lewandowskim

Chyba jestem uzależniona od odgruzowywania, organizowania i sprzątania. Sprawia mi niesamowitą przyjemność, kiedy mogę wynieść z domu niepotrzebne rzeczy, przeorganizować układ na bardziej optymalny albo po prostu umyć okna. Fajnie się ogląda, jak z zastawionej szafki powoli znikają nieużywane od dawien dawna przedmioty. Czy to już choroba? ;)

Złoty środek

Na samym początku przygody z minimalizmem zdarzało mi się popadać w przesadę w procesie minimalizowania posiadania, ale na szczęście szybko się opamiętałam. Znalezienie złotego środka wymaga rozwagi i obiektywnego spojrzenia na to, co się ma. Warto poświęcić trochę czasu na analizę swojego trybu życia, rozkładu dnia, upodobań. Sztuką nie jest wyrzucanie bez opamiętania wszystkiego, co wydaje się zbędne, tylko indywidualne podejście do danej rzeczy. Najłatwiej jest po prostu wyrzucić, ale dla dobra ogółu lepiej jest przemyśleć, co stanie się z koszulą, książką czy muszelką, gdy już zniknie z naszego domu. Jesteśmy przecież odpowiedzialni za rzeczy, które posiadamy.

Minimalistyczna dyscyplina

Taki proces odgruzowywania, oczyszczania przestrzeni to nauka na przyszłość – wystarczy przypomnieć sobie te góry nienoszonych ubrań, nieużywanych kubków z logo producenta czy nieczytanych nigdy książek, by przy każdej okazji ograniczać gromadzenie. Gdzieś po drodze oduczamy się w końcu przywiązywania do rzeczy, mamy mniej sentymentalnych pamiątek, a te, które są — wydają się bardziej wartościowe. Sztuczki marketingowców już na nas nie działają, zwiększa się kreatywność i uruchamia się myślenie. To, że ma się mniej wcale nie oznacza, że nie pojawia się bałagan, a poza tym nie ma gwarancji, że mało nie zamieni się w którymś momencie w dużo. Minimalizm, prostota, wymagają pewnej dyscypliny, ale jest to dyscyplina z rodu przyjaznych, tak jak na przykład poranne wstawanie czy regularne uprawianie sportu: pozytywne efekty górują nad włożonym wysiłkiem.

Minimalizm nie jest dla każdego, trzeba mieć wewnętrzną potrzebę przestrzeni, oddechu, wolności – bez tego przymus posiadania mniej stanie się torturą i trudno będzie dostrzec dobre strony zmian. Ale jak już się zacznie, to można się nieźle wciągnąć!

Technika oczyszczania przestrzeni: ogranicznik

Jeżeli chcesz spróbować swoich sił, w pierwszej kolejności zachęcam do zapoznania się z jedną z najprostszych technik na pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów.

„Ogranicznik”, jak nazywam tę metodę, to fizyczne ograniczenie miejsca na daną kategorię przedmiotów. O ile możemy ograniczać swoje chciejstwo poprzez zabiegi mentalne i siłę woli („Nie będę kupować”, „Nie potrzebuję tego”), o tyle ograniczenie fizycznej przestrzeni może zadziałać skuteczniej. Mając zajęte wszystkie wieszaki w szafie, albo kupisz nową koszulę, rezygnując z jednej starej, albo nie kupisz jej wcale. Mając wypchany po brzegi regał z książkami, prawdopodobnie dwa razy przemyślisz zakup następnej pozycji, ryzykując albo potrzebą zakupu nowego regału, albo nieuchronnym bałaganem w domu.

Na pierwszy ogień — siatki foliowe

Jednym z przyziemnych przykładów zastosowania metody ogranicznika jest zahamowanie gromadzenia foliowych reklamówek, których wcześniej mieliśmy mnóstwo. Mimo namiętnego korzystania z materiałowych siatek przy okazji zakupów zdarzało mi się (i nadal zdarza) pakować zakupy w foliówki. Nie da się ukryć, że czasami są one przydatne, ale nie ma potrzeby gromadzić ich na tony w dedykowanym pojemniku z Ikei. Patent na ogranicznik siatek foliowych podpatrzyłam na Pintereście – opakowanie po chusteczkach:

siatki

Nie dość, że siatki nie walają się po całym domu, opakowanie w miarę ładnie wygląda i można go łatwo schować, to dodatkowo niewielkie gabaryty pudełka wymuszają małą liczbę zatrzymanych foliówek (w praktyce ok. 8). Przykład ten może wydawać się trywialny, ale u mnie działa.

Porządek

Technika ogranicznika wymaga względnego porządku, a przynajmniej ułożenia rzeczy w logicznych dla nas kategoriach. Kiedyś przeznaczyłam maleńką szufladę na świeczki i tealighty, co wyraźnie pozwoliło mi ograniczyć niewielkie uzależnienie od świec zapachowych. Musiałam najpierw zużyć te z szuflady, by kupić więcej, bo nie miałam gdzie ich gromadzić.

Inne przykłady zastosowania metody „ogranicznika”

Kiedy ogranicznik nie pomoże?

Oczywiście, bardzo łatwo zamienić ogranicznik na większy pojemnik, ale… po co się tak oszukiwać? Przecież oczyszczamy przestrzeń dla siebie, dla własnego dobra i to my sami decydujemy się na ograniczenie swojego stanu posiadania. Jeśli chcemy mieć czegoś więcej, to żaden ogranicznik nie pomoże. Ta technika – tak jak sama decyzja o porządkach – wymaga samozaparcia i chęci zmian. Bez tego nie damy rady.

Fot: Flickr/Nick Kenrick. na lic. CC BY 2.0

Kasia s

Kasia, autorka bloga drogadominimalizmu.pl

Kasia na co dzień jest tłumaczem i lektorem języka hiszpańskiego, a po godzinach pisze o upraszczaniu życia na swoim blogu “Droga do minimalizmu". Ma męża Bartka i dwuletnią córeczkę Maję, z którymi uwielbia spędzać czas odkrywając świat w stylu slow.

Czytaj blog Kasi Polub profil Kasi na Facebooku Śledź Kasię na Twitterze