Liderze, wydoroślej!

Maciek Cichocki — №15 z Markiem Zmysłowskim

W poprzednim artykule opisującym magiczne właściwości ciszy jeden z akapitów rozpocząłem od słów „Ludzie się uczą. Od małego.” Im dłużej z ludźmi pracuję, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że tak jest i co więcej, że najczęściej uczą się tego, co daje im wygodę i święty spokój. W końcu to Carl Gustav Jung powiedział, że „lenistwo jest największą pasją ludzkości”. Lenistwo, które jednych doprowadziło do wynalezienia koła, a innych do konsekwentnego trwania w miejscu i zaprzeczenia, że historia, życie i biznes wspomnianym kołem się toczy. Oba te stany dzieli cienka granica. Jak zatem pracować z ludźmi, żeby im się chciało? Żeby działali i co ważniejsze brali odpowiedzialność za siebie i swoją pracę?

Błąd motywacji

Na początek moja własna dywagacja na temat pewnej niedoskonałości języka polskiego. Żeby było jasne, ja nasz język lubię. Nawet bardzo. Owszem, czasem wkurza mnie mnogość kombinacji u, ó, ż i rz, ale (dzięki osobom, które wspierają mnie korektą moich tekstów) uważam, że to mała cena za cały szereg bogactw i walorów, które w nim widzę. Wspomniany błąd kryje się w zwrocie „motywować ludzi”. Żeby było precyzyjniej podam kontekst: sala szkoleniowa, projekt dla menedżerów i moment sprawdzania oczekiwań (to ten, kiedy trener o coś pyta, a nikt nie ma ochoty odpowiadać). W przypadku obszarów związanych z zarządzaniem i wspieraniem ludzi często pojawia się zapotrzebowanie typu: jak mam zmotywować moich ludzi? Albo: jak pracować z tymi starymi wyjadaczami, żeby ich zmotywować do…

Odpowiadam. A odpowiedź wynika z doświadczeń z biznesu, ale też wypraw i innych „dziwnych” zainteresowań. Nijak.

Konsekwencje motywowania

Jak masz pomysł, żeby motywować swoich ludzi, to się nie dziw, że oni sami z siebie nie są i nie będą zmotywowani. Czemu? Bo to rozumne istoty, ba! Nawet uczące się. Już dawno doszli do wniosku (albo dojdą niebawem), że nie opłaca im się angażować. Że wystarczy, żeby ich efektywność spadła albo poziom marudzenia wzrósł, a wtedy Ty wchodzisz cały na biało i niesiesz tak wyczekiwaną garść motywacji. Mówisz, obiecujesz, przypominasz, czasem nawet wymagasz. A oni kiwają głową jak małe dzieci. Niby skruszone, niby chętne do zmian, a w głębi siebie uspokojone, że jest kochany rodzic, który może czasem pokrzyczy, ale w gruncie rzeczy weźmie sprawy w swoje ręce (a tym samym odpowiedzialność) i zrobi tak, żeby było dobrze. On, nie oni. Lider, nie zespół.

Gra: zespół vs lider

Analogia do dzieci i rodziców nie jest tu przypadkowa. Całość w słowa ujął Eric Berne (w swej książce „W co grają ludzie”), który dał nam model analizy transakcyjnej oraz szereg gier, w które my ludzie dorośli gramy na bazie tego modelu. Jedną z fajniejszych jest gra Zespół vs. lider. Znasz ją?

Reguły są proste i wsparte hierarchią organizacji. Z samej struktury wynika, że pracownicy często są dla swojego lidera dziećmi. Dziećmi, które chcą, wymagają albo obrażają się i twierdzą, że mają za dużo obowiązków, a inni (zawsze) mają lepiej. Co wtedy robi lider? Ten inny, hipotetyczny… bo przecież nie Ty ☺ Najczęściej łapie się w schemat tej rozgrywki i staje się rodzicem.

Nadopiekuńczym, który wszystko robi sam, za innych lub karcącym, który nakazuje i mówi, żeby mu głupotami głowy nie zawracać.

Co z tą motywacją?

Zestawmy to teraz z początkową tezą, że w zwrocie „motywować ludzi” jest błąd. Powiem więcej jest tam ukryta pewna pułapka. Jaka?

W najprostszym, dosłownym rozumieniu tego hasła można przyjąć, że to rolą lidera jest motywowanie. Mało, że rolą. Obowiązkiem! I może jest w tym prawda. Jest też jednak niebezpieczeństwo. Realne zagrożenie, że ludzie też tak to odbiorą i nauczą się, że sami nie muszą tego robić. Wystarczy poczekać na lidera. On to załatwi.

Pytanie brzmi, czy taki model sprzyja realnemu zaangażowaniu? Czy opłacalny jest układ, w którym zaangażowanie grupy i co za tym idzie jej efektywność zależy od jednego człowieka? A co jeśli go nie będzie? Bo na przykład zupełnie nieodpowiedzialnie pójdzie na urlop albo bezczelnie zachoruje?

Zmień reguły gry

A co gdyby zamiast motywować ludzi konsekwentnie traktować ich jako dorosłych? Pokazywać czego się od nich wymaga i co mogą osiągnąć. Otwarcie mówić też (i wdrażać w praktyce) o konsekwencjach. Nie ciągnąć ich jednak nigdzie na siłę. Dać im wybór. Oczywiście to wywoła spore zamieszanie. Pewnie nawet sprzeciw. Kto w końcu jest gotów wydorośleć z dnia na dzień? Konsekwentne jednak przestrzegane daje ciekawe rezultaty. Prawdziwa motywacja wynika z samego człowieka, jego celów i pomysłu na siebie. Rzadko albo tylko na krótki czas ze słów lidera czy składanych przez niego obietnic.

2 pytania zamiast podsumowania

Fot.: Flickr/amira_a na lic. CC BY 2.0

Maciej cichocki

Maciek Cichocki

Trener, inspirator, konsultant. Specjalista w zakresie wspierania procesu zmiany biznesowej i osobistej. Twórca projektu Mechanika Lidera. Prowadzi firmę szkoleniowo-doradczą „Mogę Móc". Niespokojna dusza, nieustannie planująca kolejne wyprawy dalekie i bliskie.

Strona WWW firmy Maćka Blog Maćka