Wespół w zespół – wstęp
W ostatniej części niedawno zakończonego cyklu pt. „Zarządzanie zmianą” odwoływałem się do niepasującego już do naszych czasów zamrożenia. Termin ten funkcjonował jeszcze niedawno jako określenie stanu tuż po zmianie w organizacji. Taki czas na odpoczynek, osadzenie się w nowej rzeczywistości i nacieszenie stabilnością. Zamierzchłe czasy dominacji Nokii wśród telefonów i Kodaka na rynku fotograficznym. Dzisiaj nie ma czasu na zamrożenie, jest czas na poszukiwanie kolejnych pomysłów. Czas na bezustanną innowację. I o tym będzie w tym artykule. O poszukiwaniu nowych pomysłów i rozwiązań.
W grupie siła
Ale czy na pewno? Przyjrzyjmy się bliżej znanemu i bardzo powszechnemu procesowi określanemu mianem „burzy mózgów”. Według dr Matthiasa Nollke jest to najstarsza, najbardziej znana i najpopularniejsza technika kreatywności. Rządzi się ona czterema prostymi zasadami:
- Krytyka jest zabroniona.
- Pożądane są szalone pomysły.
- Liczy się ilość, a nie jakość.
- Warto podchwytywać (i rozwijać) pomysły innych.
Proste, znane i z pewnością nieraz przez każdego z nas praktykowane. Tylko, że już sam dr. Nollke zaznacza, że technika ta traci ostatnio na popularności, ponieważ liczne badania podważają jej efektywność. Idąc dalej tym tropem, można doszukać się mierzalnych dowodów na to, że jakość pomysłów wypracowanych metodą „burzy mózgów” jest niższa od wartości indywidualnych pomysłów członków tej samej grupy.
Razem czy osobno
Naturalne jest więc zadanie sobie pytania, czy lepiej pracować w grupie, czy osobno? Jak mawia poeta: „wszystko ma swoje wady i zalety”. Tak też jest w tym przypadku. W ramach poszukiwania odpowiedzi na to pytanie sprawdźmy, z czego może wynikać ta niższa jakość pomysłów generowanych przez grupę. Z moich obserwacji w biznesie, czy choćby na różnych warsztatach, jawią się trzy podstawowe przyczyny:
Silny, dominujący lider
Osoba, która ze względu na swoje predyspozycje czy doświadczenia dominuje w dyskusji i, świadomie bądź nie, narzuca swoje zdanie innym. Pół biedy, kiedy liderem jest ekspert. Gorzej, gdy jest to ktoś, kto chce za takiego uchodzić. Tak czy inaczej, w dyskusji często „mądrzejsi” wydają się ci, którzy więcej i pewniejszym głosem mówią. A czy z sensem? To już inna sprawa.
Presja czasu
Co ciekawe, często jesteśmy tak przekonani o jej istnieniu, że sami tworzymy ją nawet tam, gdzie nie istnieje. A pośpiech nie sprzyja szukaniu najlepszego rozwiązania. Raczej skłania do wybrania szybkiego i zadowalającego. Dopiero później z pomocą przychodzi wszechobecna racjonalizacja, czyli wyszukiwanie wszystkich faktów popierających rodzącą się koncepcję.
Przywiązanie do własnego pomysłu
Mój ulubiony powód. Zarówno z perspektywy obserwatora (wówczas to wszystko tak ładnie widać), jak i osoby ceniącej sobie własne zdanie. Jest cienka granica między argumentowaniem i bronieniem swojego pomysłu, a dbaniem o swój wizerunek i potrzebę bycia tym, który ma rację. Jakby tego było mało, w tej wierności własnej koncepcji mamy potężnego sprzymierzeńca. Nasz umysł w naturalny sposób koncentruje się na tym, co utwierdza nas w przekonaniu o własnej słuszności. Z ogromną łatwością i sprawnością ignoruje niepasujące do układanki informacje.
A mimo to, często musimy, bądź też z czysto relacyjnych pobudek – chcemy, pracować w grupie. Zresztą mami nas ona zjawiskiem synergii i słynną wartością dodaną. Tym magicznym wzorem, że przy dobrej grupie można z 2 + 2 zrobić 5 albo nawet 6.
Jak zatem okiełznać te mechanizmy i zwiększyć szansę na dobrą i efektywną współpracę? O co zadbać u siebie i co wspierać u innych? To właśnie temat nowego cyklu pod tytułem „Wespół w Zespół”, do którego serdecznie zapraszam.
Tymczasem zachęcam do sprawdzenia u siebie, jak to jest z tą gotowością do modyfikacji swojego pierwotnego pomysłu. Tak realnie, przy najbliższej okazji. Nie ma tu dobrych czy złych odpowiedzi. Jest tylko refleksja, która stanowi punkt do dalszego rozwoju bądź zmiany.
Fot.: Flickr/atomicShed na lic. CC BY NC-ND 2.0