Wywiad z Markiem Zmysłowskim

Marek Zmysłowski — №15 z Markiem Zmysłowskim

Michał Śliwiński: Przedstaw się czytelnikom na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nie słyszał o Twoich sukcesach :-)

Marek Zmysłowski: Cześć wszystkim, nazywam się Marek Zmysłowski. Związałem się z branżą internetową już 9 lat temu, zaś ostatnie 3 spędziłem w Nigerii.

Wcześniej, w Polsce, prowadziłem dwa serwisy internetowe, które udało mi się sprzedać w 2013 roku. Wówczas też poznałem chłopaków z Rocket Internet – znanego na całym świecie akceleratora biznesu. Zaproponowali mi współtworzenie z nimi grupy kapitałowej, która zajmowała się otwieraniem biznesów internetowych w Afryce. Ja miałem odpowiadać za portal do planowania podróży o nazwie Jovago. W związku z tym przeprowadziłem się do Nigerii, która poza tym, że ma wiele negatywnych opinii w Internecie, jest dziś jednym z najciekawszych rynków na świecie, jeśli chodzi o sektor online oraz mobile.

Uruchomiliśmy Jovago w roku 2013 – ze mną w roli współzałożyciela :-) W tym momencie jesteśmy już w 17 krajach Afryki Subsaharyjskiej. Zatrudniamy ponad 400 osób, obsługujemy kilkaset rezerwacji dziennie i generalnie – idziemy do przodu!

Michał: Pytanie, które mi się od razu nasuwa: nie bałeś się tak rzucić wszystkiego i wyjechać do Nigerii?

Marek: Nie. I to chyba jest typowa cecha przedsiębiorcy, który, gdy podejmuje ryzykowne decyzje, to albo jest świadomy tego, jakich zagrożeń się spodziewać ale jednocześnie jest niezwykle ciekawy pozytywnych efektów, albo po prostu nie zdaje sobie sprawy z ryzyka i działa :-D Ja jestem pewnie gdzieś w połowie między tymi dwoma ekstremami. Kiedy sprzedałem swoje polskie serwisy, byłem na takim etapie życia, że nie miałem jeszcze żony ani dzieci i cały czas czułem głód przygody… i to międzynarodowej (ponieważ całe życie spędziłem w Polsce). Wobec tego robienie biznesu z Rocket Internet, na dodatek w branży turystycznej było spełnieniem marzeń. Połączenie możliwości zwiedzenia Afryki oraz jednoczesnego zarabiania pieniędzy :-) Uznałem, że za dużo do stracenia nie mam – najwyżej trochę czasu i pieniędzy. W najgorszym wypadku wrócę.

Michał: Racja – najgorszy scenariusz polegał na tym, że zyskujesz „jedynie” świetne doświadczenie :-) A powiedz, czy ludzie z Rocket Internet zaproponowali Ci coś takiego, co skłoniło do natychmiastowej decyzji na tak, czy po prostu spotkaliście się w wyjątkowo odpowiednim dla Ciebie czasie?

Marek: Cóż… „timing” na pewno mieli dobry. Istotna była również niezależność, którą zapewniali. Ja nigdy dla nikogo nie pracowałem, a robienie biznesu z Rocket Internet to jest coś pomiędzy byciem przedsiębiorcą a pracą w dużej korporacji. Ja na pewno nigdy nie zgodziłbym się na tę drugą opcję, bo po prostu tego nie czuję. Natomiast w tym wypadku dołączyłem do większej grupy – funduszu, który nie tylko inwestuje, ale i zarządza swoimi inwestycjami i jednocześnie dostałem wolną rękę w wielu zakresach. To był nasz wspólny pomysł, aby zająć się branżą online travel – wprawdzie było to “gdzieś tam” na ich liście, ale nie mieli nikogo, kto by to „pociągnął”. Mnie zaś ta tematyka od zawsze interesowała i dostałem takie same warunki, jakie dostałby każdy inny przedsiębiorca, który poszedłby do funduszu po pieniądze. Dostałem więc budżet, podniosłem kapitał, ustaliliśmy KPI, czyli określiliśmy, gdzie firma ma się znajdować po 6, 12 i 24 miesiącach i ode mnie zależało, jak to zrobię.

Czyli był to ten sam poziom ryzyka i odpowiedzialności, jakbym był niezależnym przedsiębiorcą… I to mnie przekonało.

Po drugie jechałem na wielki, nieznany mi kontynent (czyli kolejny element ryzyka), mogąc jednocześnie liczyć na wsparcie stabilnego funduszu, który ma doświadczenie w bardzo szybkim skalowaniu biznesów międzynarodowych. W związku z tym byłem niezależny, ale miałem know-how i zaplecze ze strony Rocket Internet.

Michał: Bez tych warunków, nie zdecydowałbyś się na wyjazd?

Marek: Myślę, że nie. Raczej nie pomyślałbym: „Znudziła mi się Polska, lecę do Nigerii :-)”. Wybrałby raczej Stany albo jakiś kraj w Europie.

Michał: Dla kogoś, kto nigdy nie był w Afryce Subsaharyjskiej, Nigeria nie kojarzy się z niczym, a jeśli już, to z nigeryjskim szwindlem… Opowiedz pokrótce, jak tam jest naprawdę.

Marek: Nigeria rzeczywiście kojarzy się przede wszystkim z ekstremistami z Boko Haram oraz z tymi nigeryjskimi przekrętami, ale to są legendy i zabobony porównywalne z tym, że niektórzy Amerykanie czy mieszkańcy Europy Zachodniej myślą, że w Polsce nadal są za wszystkim kolejki a na półkach sklepowych świeci pustkami.

Michał: Tak… a po ulicach chodzą białe niedźwiedzie :-)

Marek: Jest to taka sama skala rozbieżności między przekonaniem a prawdą. Nigeria ma teraz 180 mln mieszkańców, z których ponad połowa ma mniej niż 30 lat. Już ponad 1/3 społeczeństwa stanowi klasę średnią, także są to ludzie, którzy zarabiają tyle, aby starczyło im na życie oraz drobne przyjemności. Wg badań Banku Światowego jest to jeden z krajów najbardziej zainteresowanych nowymi technologiami. Nigeryjczycy są też świetnymi konsumentami – bardzo lubią wydawać pieniądze na uciechy, jeśli tylko mają jakieś nadwyżki w budżecie. To jest pole do popisu dla przedsiębiorców i różnego rodzaju firm oferujących towary czy usługi – również firm internetowych. No i teraz, do tej dobrej sytuacji ekonomicznej Nigerii, w której tkwi potencjał dalszego rozwoju, dołóż rewolucję mobile. Jest tu zarejestrowanych więcej kart SIM niż jest ludzi. W zasadzie każdy ma komórkę, która w większości wypadków jest głównym oknem na świat i komputerem.

W Europie jesteśmy przyzwyczajeni, że mamy telefon w kieszeni, ale gdy trzeba zrobić coś poważniejszego, to jednak sięgamy po tableta czy laptopa. A tu wszystko robisz za pomocą komórki, bo często nie ma innego wyjścia. Taka sytuacja zupełnie redefiniuje sposób budowania produktów i sprzedaży usług przez Internet i mobile.

Nigeria to było więc dla mnie połączenie kilku bardzo interesujących trendów: rozwijający się w szybkim tempie rynek internetowy, fakt, że to Afryka, czyli kontynent, który jest teraz na fali (o czym mówią wszystkie wskaźniki makroekonomiczne) oraz możliwość pracy w sektorze online travel.

Marek Zmysłowski 2

Michał: To także jest sektor rynku, który szybko rośnie.

Marek: Tak. I widzisz: mówi się, że postęp technologiczny eliminuje miejsca pracy. W online travel jest wręcz odwrotnie, bo ludzie będą więcej podróżować.

Michał: Wiem, że przy tworzeniu i rozkręcaniu serwisu Jovago, czyli odpowiednika Booking.com dla Afryki, mieliście mnóstwo „ręcznej” roboty. Możesz opowiedzieć o tym trochę więcej?

Marek: Tak. W przypadku tego biznesu cała magia ukryta jest w sposobie działania całego złożonego systemu, którego użytkownik końcowy nie widzi, korzystając z serwisu. Podaje datę i miejsce, w które chce jechać, i widzi pokoje, mieszkania czy hotele do wyboru. Klika i robi rezerwację, czasem też może od razu opłacić nocleg. Trwa to kilkadziesiąt sekund i rezerwacja jest wykonana. To, co się dzieje w tym czasie w systemie, to zupełnie inna bajka. Aby móc zagwarantować klientom najlepsze ceny, musimy mieć dynamiczne lub bieżące połączenie ze wszystkimi obecnymi w serwisie hotelami. I tu pojawia się problem – lewar, który pozwolił rozwinąć się Booking.com czy Expedii w krajach wysoko rozwiniętych w Afryce nie działa… Tu jedynie 10% hoteli posiada stronę WWW. 40% afrykańskich hoteli używa e-maili i jedynie 25% stosuje jakiekolwiek oprogramowanie do zarządzania hotelem i rezerwacjami. Pamiętajmy, że arkusz kalkulacyjny w Excelu, w którym obsługa zaznacza, który pokój jest wolny w jakim terminie, w tym badaniu jest już uważany za wspomniany system :-)

Michał: Ciekawe statystyki. Jak sobie wobec tego radzicie?

Marek: W sytuacji, gdy nie możemy się po prostu podłączyć do systemu, musimy zdobyć dane dotyczące dostępności i cen, ręcznie. Opóźnienie w rozwoju technologicznym nadrabiamy dodatkową pracą manualną. W tym celu mamy ogromne call center i ludzi w terenie, którzy dbają o to, aby zawsze móc na bieżąco dowiedzieć się, co się w danym hotelu dzieje – czy coś się zmieniło, czy są jakieś promocje, niższe ceny, czy nowe pokoje…

Kiedy klient rezerwuje hotel, wysyłamy maila, dzwonimy lub po prostu wysyłamy tam kogoś, aby dokonać tej rezerwacji i zapewnić klientowi nocleg, który wybrał na naszej stronie.

Michał: Pewnie będzie coraz lepiej.

Marek: Liczymy, że sytuacja się będzie stopniowo zmieniać i że technologia dotrze do coraz większej liczby hoteli. Wtedy nasze koszty spadną, a w międzyczasie zdążymy już sobie zbudować pozycję na rynku.

Michał: Marek, pochodzisz z Koszalina, w kraju prowadziłeś Mementis (sieć kompleksowych usług pogrzebowych online) oraz MotoRaporter (narzędzie do sprawdzanie samochodu używanego przed zakupem). Zaledwie po kilku latach w Nigerii znalazłeś się na liście „2014’s Most Important Africans in Tech”! Gratulacje :-)

Marek: Dzięki! Mimo tak krótkiego czasu w Nigerii na potrzeby rankingu zostałem Afrykaninem :-)

Michał: Jak prowadzi się firmę w Afryce? Czy różnice kulturowe, które na pewno są obecne, mają wpływ na zarządzanie?

Marek: Na początku rzeczywiście nie było mi łatwo. Od razu jednak zaznaczam, że nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać. Wbrew pozorom kultura polska ma z kulturą nigeryjską dość wiele wspólnego. Po pierwsze i tu i tu mamy do czynienia ze stosunkowo niskim poziomem wzajemnego zaufania ludzi do siebie. Polacy są bardzo przedsiębiorczy, ambitni i lubią rywalizować – z tego powodu czasem trudno jest zbudować dobry, zgrany zespół, ponieważ każdy gra tylko do siebie. Dostrzegam to także w Nigerii. Jest to także społeczeństwo dość religijne (przynajmniej na papierze i nie na imprezach :-)), jako że chrześcijaństwo było tu mocno propagowane przez kolonizatorów. A jak wiadomo religia wpływa na kulturę, prawda? Nigeryjczycy podobnie jak Polacy cenią sobie nieformalne relacje w biznesie. Bardzo często bywa, że, aby rozpocząć współpracę, trzeba spotkać się z kimś na drinka lub obiad…

Michał: Rzeczywiście wiele podobieństw. A co z najwyraźniejszymi różnicami?

Marek: Najważniejsza to chyba podejście do definicji czasu. W Europie, w Polsce w tym zakresie przyzwyczajeni jesteśmy do operowania liczbami bezwzględnymi: za 15 minut, za godzinę, będzie gotowe na piątek. Tutaj wszystko jest względne: niedługo, szybko, wkrótce, trochę… Przy czym nigeryjskie szybko jest zawsze znacznie wolniejsze niż polskie :-)

Ciężko jest wobec tego wyegzekwować punktualność… Może to się wydawać trywialne, ale przy większych projektach lub podczas budowania firmy, okazuje się to dużą przeszkodą.

Michał: A jak z poziomem edukacji w Nigerii?

Marek: Niestety nie jest najwyższy, więc to, co się czyta w czyimś CV, w zasadzie niewiele mówi. Podczas rekrutacji kładziemy wobec tego ogromny nacisk na weryfikację deklarowanych umiejętności w inny sposób niż poprzez rozmowę kwalifikacyjną. Mamy w tym celu specjalne assessment centers a proces rekrutacyjny jest znacznie dłuższy i bardziej złożony.

Ze względu na niski poziom edukacji musimy wiele energii, czasu i pieniędzy inwestować w kształcenie naszych przyszłych pracowników i "tworzenie sobie” idealnego współpracownika.

Gdy ten proces dobiegnie końca, zawsze pojawia się ryzyko, że taka osoba odejdzie – lojalność względem zespołu czy pracodawcy jest tu trochę mniejsza. Nigeryjczycy często mają jedną „główną” pracę, a na boku jeszcze dwa dodatkowe zajęcia czy hobby, na których także zarabiają pieniądze. Nie ma tu takiego podejścia, że jeśli coś robisz, to skupiasz się na tym w 100%, bo tym sposobem zrobisz to lepiej i szybciej i możesz przejść do kolejnego zadania.

Michał: Czyli króluje kulturowo uwarunkowany multitasking :-)

Marek: Choć najczęściej jest tak, że jak wykonasz szereg rzeczy po kolei, to zajmuje Ci to mniej czasu niż gdy robisz je naraz.

Marek Zmysłowski 3

Michał: Zdecydowanie tak. Dobrze, że zahaczyliśmy o ten temat, bo teraz możemy płynnie przejść do produktywności. Jak zarządzasz swoim czasem pracy? Czy dzielisz tydzień tematycznie, tak, że poszczególne dni tygodnia poświęcasz kolejnym aspektom firmy? A może masz jakiś specjalny podział dnia?

Marek: Jedyna sztywna zasada w tygodniu, której się trzymam to to, że w poniedziałki mam spotkania tygodniowe z każdym z szefów zespołów. Cała reszta jednak zależy od okoliczności. Plan tygodniowy jest mocno zróżnicowany ze względu na to, że dużo podróżuję. Bywa że przez 2 tygodnie pod rząd pracuję w biurze, a przez 3 kolejne jestem w podróży.

Michał: A jak z rozkładem dnia?

Marek: Tu jest już znacznie lepiej. Staram się go harmonizować, aby wszystkie dni podróży były do siebie podobne, a każdy dzień w biurze przypominał inny dzień biurowy.

Michał: Zdradzisz szczegóły?

Marek: Jasne. Każdy dzień rozpoczynam od treningu. Staram się nie otwierać maili dopóki nie skończę ćwiczyć, bo one od razu wciągają i pochłaniają uwagę, kradnąc to, co daje trening – czyli pozytywne nastawienie :-) Po ćwiczeniach mam pół godziny na sprawdzenie maili, aby zweryfikować priorytety, jakie sobie na ten dzień ustaliłem poprzedniego wieczora. Jeżeli w tych mailach, które sobie szybko przeglądam, nie ma żadnego pożaru, który musiałbym ugasić, wracam do swojej listy zadań zaplanowanych na dziś. Pierwszą część dnia poświęcam głównie na spotkania, bo wtedy mam wyższy poziom pozytywnej energii, jakże przydatnej w kontaktach z ludźmi :-)

Michał: A druga połowa dnia?

Marek: Po lunchu staram się nie umawiać spotkań, bo jestem już wówczas wyzuty z energii, i siadam do zadań wymagających niższego poziomu adrenaliny lub mniejszej kreatywności, czyli odpisywanie na maile, tłumaczenia, praca z laptopem i dokumentami. Jeżeli muszę się do czegoś przygotować lub stworzyć prezentację, to zostawiam to na wieczór. Po pierwsze jestem „nocnym Markiem” a po drugie, nie udaje mi się zwykle tego zrobić w ciągu dnia, bo po prostu zbyt wiele spraw odciąga moją uwagę. Gdy wiem, że czeka mnie zarwanie nocki, staram się dłużej pospać i mieć luźniejszy dzień. Wówczas siedzę do drugiej, czasem nawet czwartej nad ranem i nie położę się spać dopóki nie skończę prezentacji.

Michał: Czyli zadania wymagające skupienia i absolutnej koncentracji wykonujesz w nocy, w domowym zaciszu.

Marek: Tak jest. Ponadto mam jeszcze kilkanaście takich „sztuczek” zwiększających produktywność, które sam wykorzystuję i które staram się zaszczepić w moim zespole.

Michał: Mam podobnie – też lubię dzielić się moimi wskazówkami z innymi osobami i przyznam, że czasami to działa a czasami nie :-) Wróćmy jeszcze do sportu – jaką dyscyplinę uprawiasz?

Marek: Głównie ćwiczenia indywidualne – takie, które mogę wykonywać sam, odciąć się, włączyć muzykę… Siłownia, bieganie, basen.

Michał: U mnie dochodzi jeszcze rower :-) Jednak ja wolę ćwiczyć w środku dnia – wyskoczyć zza biurka ok. 14 i doładować akumulatory.

Marek: Myślałem o tym, choć fakt, że ty pracujesz z domu, a ja w biurze, może być przeszkodą… Jednak spróbuję, ponieważ w ciągu najbliższych tygodniu będę miał szansę częściej pracować z domu. To dobry pomysł – w połowie dnia spada poziom energii, jesz lunch, chwilę odpoczywasz, idziesz na siłkę i zdobywasz nowy zapas :-)

Michał: Dokładnie :-) Czy w ramach podsumowania możesz opowiedzieć o swoich planach na kolejny rok?

Marek: Na pewno zostanę w Afryce. Biznesowo już na tyle związałem się z tym miejscem, że wiem, że podoba mi się tu i chcę tu zostać. Na pewno też będę kontynuował rozwijanie Jovago… A poza tym zainwestowałem swoje własne oszczędności w małe startupy nigeryjskie, przy których uczę się, jak to jest być aniołem biznesu. Bo moim marzeniem jest stworzenie afrykańskiej wersji Y Combinatora. Jest to plan bardzo ambitny, na który porywało się już wiele osób, jednak nikomu jeszcze nie udało się go zrealizować. Rynek jest tu zupełnie inny i nie można po prostu skopiować modelu biznesowego.

Z pewnością jeszcze przez kilka lat będę przedsiębiorcą i będę prowadził własne biznesy, gdzieś tam po drodze ucząc się, jak to jest być aniołem biznesu i pomagać młodym startupowcom, którzy dopiero zaczynają. Kiedy już naprawdę będę spełniony jako przedsiębiorca (a żeby to osiągnąć, to chyba należy przeprowadzić jakieś fajne wyjście z inwestycji albo IPO), to pewnie dopiero wtedy będę myślał o tym, aby się spełnić jako inwestor pełną gębą, który zarządza funduszem venture capital.

Jednak w ciągu najbliższych kilku lat mam jeszcze wiele do udowodnienia samemu sobie jako przedsiębiorca.

Michał: Dzięki za rozmowę i za przypomnienie nam, że „Polak potrafi” i że nie należy bać się brania życia za rogi i korzystania z nadarzających się okazji :-)

Obejrzyj wywiad z Markiem Zmysłowskim nagrany przy innej okazji i pokazujący, jak korzysta on z Nozbe:

@wywiadmarekzmyslowski.jpg

Marek zmyslowski

Marek Zmysłowski

Marek jest współzałożycielem i dyrektorem zarządzającym Jovago.com – największego w Afryce portalu do rezerwacji noclegów. Zainteresowany kulturą i rozwojem gospodarczym Afryki, przeprowadził się do Nigerii, aby wziąć udział w internetowej rewolucji na tym kontynencie. Wcześniej, przez wiele lat związany był z biznesem internetowym w Polsce.